
Parówki to lubiane przekąski, ponieważ są łatwo dostępne, szybkie w przygotowaniu i całkiem smaczne. Szczególnie lubią je dzieci, ale dorośli też od nich nie stronią. Jednak nie cieszą się one najlepszą sławą w czasach mody na zdrowe odżywianie. Oskarża się je o posiadanie w składzie mięsa niewiadomego pochodzenia i o długą listę zgubnych dla zdrowia smakowych ulepszaczy. Czy to prawda? Spróbujemy odpowiedzieć na to pytanie w poniższym tekście.
Czy zła sława parówek ma odzwierciedlenie w rzeczywistości? Tak i to spore. Bardzo często tego typu produkty mają w sobie niewiele mięsa, za to sporo różnego typu sztucznych wypełniaczy, np. MOM, czyli mięso oddzielone mechanicznie, a więc np. zmielone skóry zwierząt, ścięgna, uszy, genitalia itd. Dlaczego coś takiego umieszczać w produkcie? Producenci widzą w tym oszczędność – wyprodukowanie parówki z elementów, które nie są nawet uznawane przez prawo za mięso, jest po prostu tanie.
Oprócz wątpliwej jakości mięsa w parówkach, ich skład budzi wątpliwości jeszcze pod innym względem. Otóż nie sposób wyprodukować je bez udziału konserwantów, bowiem ich przechowywanie tego wymaga. Poza tym duży udział tych ulepszaczy zwiększa po prostu objętość produktu – dodanie azotynów, azotanów czy zagęszczaczy sprawi, że 1 kg parówek „przytyje” do 2 kg. Są parówki, które mają tej chemii nieco mniej, dlatego zawsze warto dokładnie przeczytać skład na etykiecie. Najprościej przyjąć, że krótka lista składników, to nieco zdrowsza parówka w środku.
Odmiany parówek
Parówki dzielimy według gatunków mięs, z których zostały zrobione, czyli na: wieprzowe, drobiowe, cielęce i mieszane (wieprzowo-drobiowe). Teoretycznie drobiowe są lżejsze niż wieprzowe, jednak te najczęściej mają w sobie dużo zapychaczy w postaci skór i kuprów, dlatego 100 gramów takich parówek to nawet 260 kalorii.
Niezależnie od gatunku należy dokładnie zapoznać się z etykietą na opakowaniu parówek i sprawdzić, ile procent mięsa jest w jednym produkcie. Zdarzają się parówki, które mają zaledwie 10 proc. mięsa, a reszta to właśnie MOM i chemia. Jeśli producent sam wymienia MOM jako element składu, natychmiast odłóż te parówki na półkę. Podobnie jeśli na opakowaniu jest napis „produkt wysokowydajny” – oznacza to, że zamiast mięsa mamy tam właściwie same dodatki, jak np. groch czy kaszę. Odrzucać powinny nas też długie listy zagęszczaczy, azotynów, polifosforanów i innych ulepszaczy, których głównym zadaniem jest zwiększenie wagi produktu. Bardzo ważne, by unikać spożywania parówek, które mają w składzie fosforany. Powodują one pęcznienie białek i hamują przyswajanie wapnia. Tak naprawdę im mniej elementów składzie produktu, tym lepiej i zdrowiej!
Nieistniejące parówki cielęce
Istotna uwaga dla fanów zdrowego odżywiania – część z nas kupuje parówki cielęce, będąc przekonana, że są one najzdrowsze i najlżejsze. Tymczasem w Polsce bardzo trudno dostać parówki, które rzeczywiście są zrobione z cielęciny, bowiem mięso z młodej krowy jest szlachetnym i drogim mięsem, więc producenci żałują go na mielenie do parówek. Właściwie najczęściej w parówkach reklamowanych jako cielęce w ogóle nie ma żadnej cielęciny. Czasami można trafić na takie, które zawierają jej połowę (zwykle na pół z mięsem wieprzowym). Warto sugerować się tutaj ceną – parówki, które mają w składzie nawet zaledwie 50 proc. cielęciny kosztują aż 56 złotych za kilogram. Nie da się więc dostać parówek zrobionych tylko z cielęciny i nie wydać na to majątku. Lepiej kupić mięso z młodej krowy i przygotować coś z niego samodzielnie.